"Zielona Łuska" cz.2 - Las
W środku drogi zboczyła z traktu. Weszła w las, tym samym skracając
sobie drogę. W tym miejscu czuła się najlepiej, nie mając przy sobie
idących ludzi obok niej.
Wychowała się w lesie, przywoływał on słodkie chwile dzieciństwa. Kiedy z Ojcem wędrowała i poznawała tajemnice lasu. Jak sama zrobiła swój pierwszy łuk. Jak upolowała jelenia. Te chwile były piękne, ale już nie wrócą. Nie łudziła się, nawet jakby świat przestał trwać w wielkiej wojnie i odzyskałaby normalny wygląd. Z ojcem się na tyle poróżniła, że nie potrafiła sobie wyobrazić, że ponownie przywita ją z otwartymi ramionami.
Myśląc o tym, dotknęła swojej szyi. Nie rozróżniała już łusek od strupów. Zaczęła nerwowo drapać, dopiero kiedy strużka krwi poleciała po jej dłoni, oprzytomniała. Szybko znalazła bandaż i maść ziołową w plecaku. Opatrzyła sobie ranę.
Powinnam się odzwyczaić. Stwierdziła.
Bardzo chciała, aby jej wędrówka do upatrzonego celu się zakończyła.
Nie robiła przerw w wędrówce. Czuła jak pulsują jej nogi, ale była na tyle zdeterminowana, że się nie zatrzymywała.
Kiedy słońce powoli zaczynało się chować, zatrzymała się, aby odpocząć i znaleźć odpowiednie drzewo do spędzenia na nim nocy.
Rozglądając się. Nagle usłyszała jakiś hałas jakby spłoszoną zwierzynę. Szybko schowała się przy najbliższym drzewie. Momentalnie wyciągnęła łuk i nałożyła Strzałę na cięciwę. Za rogu wyskoczyła spłoszona dziewczyna w podartych ubraniach, a zaraz za nią trzech umięśnionych mężczyzn. Dopadło ją i przyszpiliło do runa leśnego. Nie śpiesznie łowczyni wstała.
- Co tu robisz? - Zauważył ją jeden z mężczyzn.
Jedynie spojrzała się na niego wzrokiem pełnym wściekłej pogardy. I miała pójść w swoją stronę, nie mieszać się, kiedy on odkrzyknął.
- Mówię do ciebie chłopcze! - Szybkim krokiem podszedł do niej. Mila przygotowała się do potencjalnego kontrataku.
- Jesteś głuchy!? - Mężczyzna zirytował się brakiem odpowiedzi, wysunął rękę w jej kierunku, jednak nie zdążył jej dotknąć, bo natychmiastowo dziewczyna wywinęła się i grotem strzały przeszyła mu gardło. Zszokowany załapał się za krtań, dławiąc się w konwulsjach.
Jego towarzysze lekko zszokowani faktem dopiero teraz się otrząsnęli. Natychmiastowo naprężyli mięśnie do startu i w tym samym czasie jeden z nich dostał strzałą prosto w prawe oko. Ostatni nawet tego nie za uwarzył i zaczął w amoku biec w jej stronę. Jednak był zbyt wolny. Łowczyni zdążyła naciągnąć na cięciwę strzałę. Ostatni oponent padł tuż przed jej stopami.
Naszykowała ostatnią strzałę dla dziewczyny w podartych ubraniach. Naciągnęła cięciwę. Przez chwilę mierzyła ją wzrokiem. Poturbowana kobieta podniosła dłonie w obronnym geście.
Przerażona i wystraszona tym, co jej się wydarzyło i co ją czeka, zamknęła oczy. Odetchnęła głęboko. Jeden i drugi raz. Spanikowana, że już po wszystkim. Otworzyła oczy. A młody chłopak w lekkim zielonym stroju zniknął. Chwile leżała w bezruchu, obserwując czy to jakiś okropny podstęp. Niezdarnie podniosła się i zaczęła biec.
Wychowała się w lesie, przywoływał on słodkie chwile dzieciństwa. Kiedy z Ojcem wędrowała i poznawała tajemnice lasu. Jak sama zrobiła swój pierwszy łuk. Jak upolowała jelenia. Te chwile były piękne, ale już nie wrócą. Nie łudziła się, nawet jakby świat przestał trwać w wielkiej wojnie i odzyskałaby normalny wygląd. Z ojcem się na tyle poróżniła, że nie potrafiła sobie wyobrazić, że ponownie przywita ją z otwartymi ramionami.
Myśląc o tym, dotknęła swojej szyi. Nie rozróżniała już łusek od strupów. Zaczęła nerwowo drapać, dopiero kiedy strużka krwi poleciała po jej dłoni, oprzytomniała. Szybko znalazła bandaż i maść ziołową w plecaku. Opatrzyła sobie ranę.
Powinnam się odzwyczaić. Stwierdziła.
Bardzo chciała, aby jej wędrówka do upatrzonego celu się zakończyła.
Nie robiła przerw w wędrówce. Czuła jak pulsują jej nogi, ale była na tyle zdeterminowana, że się nie zatrzymywała.
Kiedy słońce powoli zaczynało się chować, zatrzymała się, aby odpocząć i znaleźć odpowiednie drzewo do spędzenia na nim nocy.
Rozglądając się. Nagle usłyszała jakiś hałas jakby spłoszoną zwierzynę. Szybko schowała się przy najbliższym drzewie. Momentalnie wyciągnęła łuk i nałożyła Strzałę na cięciwę. Za rogu wyskoczyła spłoszona dziewczyna w podartych ubraniach, a zaraz za nią trzech umięśnionych mężczyzn. Dopadło ją i przyszpiliło do runa leśnego. Nie śpiesznie łowczyni wstała.
- Co tu robisz? - Zauważył ją jeden z mężczyzn.
Jedynie spojrzała się na niego wzrokiem pełnym wściekłej pogardy. I miała pójść w swoją stronę, nie mieszać się, kiedy on odkrzyknął.
- Mówię do ciebie chłopcze! - Szybkim krokiem podszedł do niej. Mila przygotowała się do potencjalnego kontrataku.
- Jesteś głuchy!? - Mężczyzna zirytował się brakiem odpowiedzi, wysunął rękę w jej kierunku, jednak nie zdążył jej dotknąć, bo natychmiastowo dziewczyna wywinęła się i grotem strzały przeszyła mu gardło. Zszokowany załapał się za krtań, dławiąc się w konwulsjach.
Jego towarzysze lekko zszokowani faktem dopiero teraz się otrząsnęli. Natychmiastowo naprężyli mięśnie do startu i w tym samym czasie jeden z nich dostał strzałą prosto w prawe oko. Ostatni nawet tego nie za uwarzył i zaczął w amoku biec w jej stronę. Jednak był zbyt wolny. Łowczyni zdążyła naciągnąć na cięciwę strzałę. Ostatni oponent padł tuż przed jej stopami.
Naszykowała ostatnią strzałę dla dziewczyny w podartych ubraniach. Naciągnęła cięciwę. Przez chwilę mierzyła ją wzrokiem. Poturbowana kobieta podniosła dłonie w obronnym geście.
Przerażona i wystraszona tym, co jej się wydarzyło i co ją czeka, zamknęła oczy. Odetchnęła głęboko. Jeden i drugi raz. Spanikowana, że już po wszystkim. Otworzyła oczy. A młody chłopak w lekkim zielonym stroju zniknął. Chwile leżała w bezruchu, obserwując czy to jakiś okropny podstęp. Niezdarnie podniosła się i zaczęła biec.
Komentarze
Prześlij komentarz