"Zielona Łuska" cz.1 - Prolog

       Siwy mężczyzna patrzył na postać ze zdziwieniem. Kiedy zatrudnił łowcę, nie spodziewał się, że może to przynieść jakieś zyski bądź efekty. Pamiętał pierwsze spotkanie, z tą tajemniczą osóbką.

       Właśnie oprawiał zwierzynę przyniesioną przez jego łowców, kiedy w drzwiach zobaczył małego przemoczonego i trzęsącego się z zimna chłopaka w zielonym płaszczu, z niezwykle oszpeconą twarzą. Zażądał noclegu, a w zamian obiecał, że odpracuje. Mężczyzna nie spodziewał się, że chłopak może to odpracować. Wydawał się taki mizerny i nie poradny, ale jak się okazało, bardzo się mylił co do tej osoby.

       A teraz po miesiącu od tamtego wydarzenia nie żałował tej decyzji w ani jednym calu. Przed nim leżało pięć martwych królików. Każdy z nich miał przebite oko. Najlepszy łowca, jakiego do tej pory miał. I jak na razie jeden z nielicznych, biorąc pod uwagę, że coraz mniej wracało z łowów jego ludzi.
       Mało rozmowna była przed nim osoba, więc nie zagadywał niepotrzebnie. Rzucił jej parę drobniaków i krzywo się uśmiechnął. Patrząc na twarz pracownika, robiło mu się niedobrze. Zielona naleciałość na policzku przypominała mu starą pleśń. Niestety nie poprawiała efektu poniżej szyja rozdrapana do krwi. Nawet nie było to specjalnie ukryte.
       - Odchodzę. - Mężczyzna się zadziwił, ze słów wypowiedzianych, a potem z panikował, nie mógł stracić kogoś tak dobrego, byłoby to nieopłacalne. W szczególności w tych ciężkich czasach.
       - Chodzi Ci o pieniądze? Chcesz więcej zarabiać? - Lekko zaczął panikować.
       - Nie.
       - Więc o co Ci chodzi?! Dobrze wiesz, że Cię potrzebuję, nie ma takiego drugiego jak Ty. - Widząc nieugiętą sylwetkę, dodał. - Mam Cię prosić na kolanach, Mila.
       Spojrzała wzrokiem karcącym, jakby chciała powiedzieć „To nie twoja sprawa”. Odwróciła się na pięcie i chciała wyjść. Mężczyzna złapał ją za nadgarstek. Ona szybko się odwinęła i nie wiadomo skąd w jej dłoni pojawił się sztylet. Przycisnęła mu go do gardła.
       - Nie dotykaj mnie. - Syknęła. A on z przerażenia puścił jej dłoń. - Pracowałam, dla ciebie i swoje odpracowałam. Nie masz prawa mnie zatrzymywać i nie masz czym mnie przekupić. Żegnam.
       Wyszła z budynku.
       Postanowiła znów ruszyć w podróż. I tak długo zwlekała, było jej za wygodnie. Kolejnym jej celem było miasto Tranwal.
       Niestety kolejne miasto, nie nawiedziła miast. Z jej niskim wzrostem przepychanie się przez tłumy ludzi było czystą mordęgą. Pocieszał ją jedynie fakt, że Tranwal było małym miasteczkiem... jeszcze. Chociaż to mogło zmieniać się z dnia na dzień, jak jakaś wioska padła to kolejna się zaludniała. To samo stało się z jej cichym i spokojnym miejscem, lasem. Ludzie przed plagami i nieszczęściami uciekali wszędzie, gdzie się dało.
       Z tego, co słyszała łowczyni, w Tranwal będzie zbiorowisko różnych bohaterów. Miała nadzieję, że w tym mieście pojawi się ktoś o talencie magicznym. Dla niej liczyło się właśnie to, takiej osoby potrzebowała.
       Trudno było znaleźć maga w tych czasach, ostatnimi czasy wiele się ukrywało albo wymarło.
       Dziewczyna ubrana w zieleń ruszyła w stronę Tranwal. Nie chciała tracić więcej czasu, jeśli się pośpieszy, może jeszcze znajdzie się tam w ciągu dwóch dni. Żwawym krokiem powędrowała do celu.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Memrise

Święta i wolny czas

"Zielona Łuska" cz.3 "Tawerna"