Kania

      W barze "Limbo" siedziało dwóch facetów nie licząc barmana, który chciał już pójść do domu, ale nie miał odwagi aby wygonić pijanych klientów. W szczególności, że jeden z nich śmierdział siarką. Barman właśnie w tym momencie przeklinał, że wybrał taką, a nie inną pracę.
      Ale głównym bohaterem tego opowiadania nie jest barmanem, ani elegancki mężczyzną pachnącym siarką, ale lekko kiwający się na krześle chłopak. Był tak odurzony, że nagle barman usłyszał ŁUP i w tej samej chwili pomyślał "O nie moje nowe panele". Szybko wyjrzał za lady.
      - Nic Panu nie jest? - Zapytał się drugi klient, leniwym tonem.
      Chłopak spojrzał się tępym wzrokiem
      - Nie... Chyba nie. - lekko bełkotał.
      - Wygląda Pan na zmartwionego, czy coś się stało?
      I chłopak po ponownym zajęciu miejsca opowiedział historie jak jego (a raczej już nie jego) dziewczyna go rzuciła.
      - Jak się nazywała dziewczyna?
      - Kania...
      W tym momencie u mężczyzny pojawił się błysk w oku, który jedynie barman zauważył.
      - Znam Kanie. - Jego rozmówca natychmiastowo się wyprostował. - Jeśli chcesz... - zaczął cedzić wyrazy i je wyraźnie akcentować. - Mogę z nią porozmawiać, aby była twoja.
      - Naprawdę mogłabyś to dla mnie zrobić? - pokiwał głową. - ale to na pewno nie jest darmowe?
      - No co ty wystarczy, że po pewnym czasie, jak się do ciebie odezwę z prośbą ty użyjesz wszelkich środku aby ją spełnić tak jak i ja to zrobię dla ciebie.
     - Zgoda.
     Mężczyźni uścisnęli sobie dłonie. Młodszy poczuł lekkie mrowienie ale nie zwrócił na to uwagi. Gdyby zdawał sobie sprawę z tego co zrobił na pewno nie doszłoby do tej sytuacji.
      - Nie przedstawiliśmy się jak pana nazywać? Ja nazywam się Dawid. - powiedział młody.
      - Mi możesz mówić Lucek. - pogodnie uśmiechnął się mężczyzna pachnący siarką. 

*** 

    Tak jak się spodziewał Kania była... A raczej pracowała w przedszkolu, zawsze ją cięgno do dzieci i raczej w niczym innym nie mogła się odnaleźć. Nic więc dziwnego, że porzuciła chłopaka wolała cudze dzieci niż swoje.  Bowiem sam Lucek, (jak sam się nazywał) wiedział co ona z nimi robiła. 
      Nie podchodził nie przeszkadzały w pracy jedynie patrzył jak się bawiła z dziećmi można byłoby pomyśleć, że jest zwyczajną dziewczyną. Niezwykle piękną dziewczyną, z jasnymi włosami wpadającymi w biel, gładkimi niczym jedwab. Oczami nienaturalnie jasnymi z czarną obwódką. I porcelanową cerą.
      Nagle dziewczyna zauważyła mężczyznę i przerażenia przewróciła się. Nikt nie zdawał się tego zauważyć wszyscy stali nieruchomo. Zatrzymani, skaczące dzieci zawisły w powietrzu, nawet czerwona piłka.
      Lucjan podszedł do dziewczyny i chciał podać rękę żeby wstała jednak ona ją dotraciła.
      - Zdawało mi się że powinnaś być lepiej wychowana.
      - Czego chcesz? - Zapytała jakby przed chwilą w ogóle nie czuła strachu do tego mężczyzny.
      - Chciałem tylko porozmawiać - Uśmiechnął się psotnie. - Dawno się nie widzieliśmy. Długo cię szukałem.
      - A mi się zdaje, że nawet nie próbowałeś.
      - Masz rację ale przychodzę do ciebie z powodu kontraktu. - Dziewczyna pobladła, że wyglądała niczym kartka papieru.  Jak dobrze wiesz nie lubię gdy ktoś bawi się uczuciami moich przyjaciół. - przyjacielski uśmiech nie schodził mu z ust. - Moja propozycja jest taka abyś wróciła do tego chłopaka.
      Dziewczyna dobrze wiedziała, że nie ma czegoś takiego jak propozycja, lub sugestie u tego mężczyzny wiedziała, że musi to wykonać. Jednak tonący nawet brzytwy się chwyta.
      - Proszę nie. - upadła na kolana.
      - Ależ ja cię do niczego nie zmuszam, masz przecież decyzje. Prawda. - Otarł jej łzy. - No już wracam do pracy. A ty się zastanów.
      Najwyraźniej Kania nie zdawała sobie sprawy że ich umowa dawno wykasła. Lucek albo jak to tam go nazywaj, dobrze wiedział, że dziewczyna uczyni to co ją prosił ponieważ strach tak zaplanował nad nią, że nie była zdolna do logicznego myślenia.
***

       Dawid był wniebowzięty widząc dziewczynę stojącą w progu jego drzwi. Była cała mokra i stała z wielką starą walizką ostro kontrastującą z jej delikatnym drżącym ciałem. 
      Kiedy dziewczyna poszła do łazienki przebrać się, do chłopaka właśnie docierało co się stało. Przez lekkie prześwity pijańskiej rozpaczy, przypomniał sobie eleganckiego  mężczyznę. Postanowił pójść do baru i podziękować nieznajomemu, ale najpierw rokoszuje się smakiem swojej słodkiej Kani. 

***

      Lucek siedział i kręcił powoli szklanką z whisky. Kostki lodu przyjemnie brzęczały. 
      - Jak myślisz jak długo wytrzymają ze sobą? - Zapytał niespodziewanie barmana. 
      - Nie wiem wyglądało to na szczęśliwy związek. 
      - Kierujesz się tylko jego wersją wydarzeń, a pomyślałeś o niej. Czemu odeszła od tak kochającego chłopaka? - Elegancki mężczyzna uważnie obserwował zmiany w mimice twarzy barmana. - Czemu nie chciała do niego wrócić? Czemu wysłał mnie a nie poszedł sam? 
      Barman zamilkł, teraz wiedział, że dziewczyna bała się swojego "ukochanego chłopaka", ale jeszcze bardziej bała się mężczyzny siedzącym przed min. I zdawał sobie sprawę, że w tej sytuacji nie będzie happy end'u. Uzmysłowił sobie, że Kania musi być niezłym ziółkiem skoro Pan Lucek ją zna.
      Dalszy potok myśli barmana wypowiedział jego szef...
      - Ciekawe kto przyjdzie z czyim trupem? - Uśmiechnął się, jakby wreście znalazł upragnioną rozrywkę.

***

      Nie minęło nawet pięć godzin od zadanego pytania a pojawiła się Kania. Dziewczyna z wyniszczałą skórzaną torbę, położyła na blacie baru. Lucek nawet nie zdążył się temu przyjrzeć, a już słyszał od słów barmana soczyste słowo na k. Znów będę musiał myć blat.
      Torba jak się okazało przesiąknęła niczym innym jak krwią młodego chłopaka Lucek jedynie tylko spojrzał się na dziewczynę
      - Zrobiłam to co kazałeś. - powiedziała z tryumfem na ustach. - Wróciłam do chłopaka a teraz jestem wolna od swojego kontraktu.
      Elegancki mężczyzna jedynie się zaśmiał ledwo słyszalnie. Dziewczyna zmieszała się i jej twarz wyrażała zdziwienie.
      - Moja kochana twój kontakt już dawno był zapłacony. Myślisz, że czemu robisz, to co robisz aby dalej żyć. Ten kontrakt o którym wspominałem dotyczył tego chłopaka. - Dziewczynie zrzedła mina. - A teraz wybacz już muszę iść skoro wykonałaś za mnie brudną prace to resztę dokończę sam. W końcu to mój interes. - Zanim wyszedł dodał. - Następnym razem jak przyniesiesz odciętą głowę to przypal ją do spodu. Drewno nie lubi koloru czerwonego.
      Barmanowi nikt nie pomógł sprzątać czerwonej plamy na blacie, a Kania wyszła od razu po diable z wyraźną wściekłością.  Kiedy barman uporał się z czyszczeniem blatu tak aby nie zostały ślady po krwi chłopaka, przyszedł jego szef z niesamowicie uśmiechniętym wyrazem twarzy.
      - Za dziewięć miesięcy będziemy mieć nowego łowce, zgadnij kto go urodzi?
      Barman jedynie pokręcił głową.
      - Domyślam się, że matką jest Kania.
      - Ale najpierw musimy naszą duszę podszkolić, zanim damy go do ciała dziecka myślisz, że dwanaście miesięcy w moim biurze wystarczy, aby coś go to nauczyło.
      Barman jedynie zadrżał na wspomnienie słowa "biuro" wiedział co tam się dzieje i czego można się nauczyć. Nikomu nie życzył wstąpienia w tamto miejsce nawet najgorszemu wrogowi.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Memrise

Święta i wolny czas

"Zielona Łuska" cz.3 "Tawerna"