Bez słów
Idziesz ulica i patrzysz na ludzi. Widzisz ich przeróżnych. Małych, dużych, chudych, grubych. Niektórzy ciężko stąpają, a niektórzy lekko jak Ty. Tylko tych drugich jest tak mało, ale za to, jak pojawiają się w tym tłumie szarości, to łatwo ich odróżnić są jak my kolorowi. Niektórzy wydają się nawet nie dotykać podłoża, jakby tańczyli, a nie szli w wyznaczonym kierunku. W moim zamyśleniu potrącam kogoś, odwracam się i widzę bardzo znajomą twarz. Lekko kłaniamy się i idziemy dalej. Znamy się do cna. Zatrzymuje się przed starą kamienicą i robię zdjęcie, trochę wstyd mi się do tego przyznać, ale tak pospolite zajęcie powoduje, że prawie odrywam się od ziemi. Trzymam się końcami palców podłoża. Nagle podchodzi do mnie tanecznym krokiem. Ktoś, kogo w zupełności nie znam, ale jest podobny do nas. Wypowiada parę słów, jakby nie zdając sobie sprawy, że to nie ma sensu. Po krótkiej chwili wyciąga aparat i towarzyszy im w podróży bez celu. Pokazuje nowe mie