Legenda o polnych kwiatach
***
Podeśle wam dziś moje stare opowiadanie, ponieważ się święta się zbliżają a ja mam sporo na głowie. Mam nadzieje, że wam się spodoba. Jeśli śledziliście moją twórczość pewnie mogliście zobaczyć to opowiadanie na innych stronach i w różnych wersjach.
Ale cóż miłego czytania życzę. ^^
***
Wiecie co lubię najbardziej w małych wsiach, że tam to co powiesz to ci w to uwierzą. Ale nie tylko to zawsze jak wychodzisz do takiej ciasnej wsi to banda małych dzieci widząc lutnie napada cię i prosi o opowiedzenie historii bądź bajki.I tyn razem nie było wyjątku. Na powitanie w małej wsi przybiegło mnóstwo dzieci.
– O raju ty jesteś bardem? – zapytał mały chłopiec
– Tak – uśmiech nasuwał mi się sam na twarz.
– A jak się nazywasz?- zapytało jeszcze inne dziecko
– Saja
– A opowiesz nam bajkę?- zapytała drobna dziewczynka
– Ależ oczywiście, po to tu jestem.- Wszystkie dzieci wydały okrzyk radości.
– No to chodź na plac- Blondwłosa dziewczynka pociągnęła mnie za rękę.
Jeden z jedenastolatków sięgnął po wiszącą patelnie i łyżkę i zaczął nimi o siebie walić, mówiąc:
– Bard Saja przyjechała!
Natychmiast wszyscy z domów powychodzili, żeby tylko od ich szarej codzienności oderwać się, chociaż na chwilę słuchając opowiadań przepełnionych magią.
Kiedy wszyscy usiedli na placu aby mnie wysłuchać, zapytałam:
– O czym chcecie słuchać? – zdawali się być zdziwieni moim pytaniem lecz jedno z dzieci wykrzyknęło, chyba miała 6 latek.
– O tych kwiatach – pokazała mi małe niebieskie kwiateczki zebrane z pola.
Od razu poznałam, że to są chabry. Jednak nie znałam żadnej historii o tych kwiatach. Miałam dwa wyjścia albo coś na szybko wymyślić albo przekonać dziewczynkę na inną historyjkę. Wybrałam opcje drugą.
– Na pewno chcesz posłuchać opowiadania o chabrach? Nie wiem czy cię ta opowieść zainteresuje.
– Jak mnie znudzi to Ci przerwę.- Matka dziewczynki spojrzała na nią groźnie.
-Cóż, skoro chcesz to opowiem.- przez chwilę się zamyśliłam – To będzie legenda o polnych kwiatach. I zapadła grobowa cisza.
Dawno, dawno temu, kiedy jeszcze na ziemi nie było ludzi, elfów, krasnoludów, syren, nawet Norman. Istniały Kwiaty, ale nie takie zwykłe, te Kwiaty miały sumienie. Takie jak ludzie. Potrafiły odróżnić dobro do zła. I jeszcze jedno potrafiły, one chodziły, poruszały się.
Każdy Kwiat wyglądał bardzo podobnie. Każdy był biały, tylko kształtem się różniły. Kwiaty najdrobniejsze miały najgorzej bo wyśmiewały się z nich inne koleżanki, o dużo większe. Jednymi takimi najdrobniejszymi były kwiaty bez nazwy. Brak imienia pogarszał jeszcze sprawę, bo można było z czego szydzić.
Najgorsze były Róże, one były najbardziej aroganckie ze wszystkich kwiatów. Za to Żonkile najgłośniej komentowały ich inność. Hiacynty nawet nie zwracały uwagi na, jak to się wyrażały „pyrpecie”.
W końcu kwiaty bez imion nie wytrzymały i uciekły ukryć się w trawie. Okazało się, że tam jest wiele potrzebujących, a to ranna myszka, a to okaleczona roślina i wiele podobnych. Kwiaty bez imion postanowiły im pomagać.
Bogini Chabra zauważyła kwiaty bez imion i za ich dobroć dała im Nazwę od swojego imienia. Także dała im kolor. Zabrała niebu kolor, a tam gdzie pobrała kolor zostały białe plamy i tak narodziły się chmury. I nawet czasem płaczą za swoim utraconym kolorem.
Gdy skończyłam nadal milczeli. Jak zaklęci… nie byłam przyzwyczajona do takiego milczenia. Wiecie, prace Barda mam od niedawna. W końcu powiedziałam:
– To koniec opowieści- I wtedy wybuchł ogrom oklasków
– Saja jutro opowiesz nam coś jeszcze.- Dzieci powiedziały chórem
– Niestety muszę ruszać w drogę. – Właśnie wstawałam, kiedy młoda chłopka powiedziała.
– To chociaż u nas przenocuj najesz się i jutro wyruszysz dalej w podróż.
Tak też uczyniłam. Żegnali mnie wszyscy z małej wsi. A ja, nie wiedząc jakie to konsekwencje przyniesie, poszłam dalej.
Komentarze
Prześlij komentarz