Tam gdzie sny, wychodzą na jaw

           Podczas moich podróży można się napotkać w tym kontynencie na wiele niesamowitych rzeczy i niebezpieczeństw, pewnie dlatego wiele bardów zrezygnowało z podróżowania pieszo. Na drodze spotkasz rabusiów, zbójców a co gorsze jakiegoś demona można podłapać czy chorobę. Jak wędrują, to tylko po szlakach handlowych to tłumaczy czemu nie zyskują aż tak szybko sławy. Niektórzy nawet pozostają w jednym miejscu przez wiele lat, czekając na dostrzeżenie króla, zwykle się nie doczekują.
           Błądząc po jakiś bezdrożach znalazłam chatkę która ledwo co się trzymała. Chciałam się lepiej przyjrzeć czy aby to nie chatką jakiejś aby czarownicy. W tym świecie nawet bajki mogą być prawdziwe, tak przynajmniej słyszałam. Podchodzę do niej, kiedy nagle bucha z komina turkusowy dym, a drzwi wylatują z hukiem w moją stronę, o mało mnie nie zahaczając. Wybiega jakaś postać dymiąca się na niebiesko krzycząc "Wiosła, wiosła, gdzie są moje wiosła". Okrąża mnie dwa razy i biegnie przed siebie uderzając w drzewo z głośnym trzaskiem. Pada niczym kłoda. Zanim się zorientowałam co się właściwe stało, to dziwak wstał i się otrzepał.
           - Nic się nie stało? - Zwróciłam się do człowieka.
           Był to mężczyzna w średnim wieku, który starał się zapuścić długą brodę, lecz ów dodatek nie dodawał mu powagi. Broda miała trzy kolory przemieszane ze sobą czarny, rudy i biały. Do tego była miejscami rzadka i nie zbyt zadbana. Ciekawe ile tam jedzenia mu się wplątywało podczas śniadania.  Strój zapewne kiedyś przyzwoity, zaś teraz był przybrudzony licznymi barwnikami, mocno poszarpany a rękawy przypalone.
           - Nie nic. - Uśmiechną się. Jego wzrok był rozbiegany jakby obserwował jakiegoś zajączka daleko biegającego na łące. - Co pani tu robi? Jest tu dość niebezpiecznie w okolicy nikt nie zapuszcza się tak daleko.
           - Jestem podróżnym bardem... - "mag" przerwał mi gromkim śmiechem.
           Tak się śmiał, że cofnął się żeby się oprzeć. Niestety zapomniał że nie miał drzwi aktualnie i runął do tyłu. Po chwili się podniósł, tak że siedział na podłodze.
           - Teraz bez, żartów, czego chcesz? - Skoncentrował swój wzrok na mnie, co widać przysparzało mu wiele wysiłku.
           - Jestem podróżnym bardem... - Zwów mi przerwał.
           - Nie istnieją tacy, to jest nie możliwe i nie opłacalne dla bardów, więc nie wciskaj mi tu kitu, że jesteś bardem i tak nie uwierzę.
           - Mniejsza z tym - machnęłam ręką - jestem Saja. I zabłądziłam może wiesz gdzie znajdę najbliższe miasto? I morze masz jakąś mapę na zbyciu?
           - Owszem mam, ale jak to się mówi nic za darmo. - uśmiechnął się krzywo, zapewne myśląc że wyjdzie mu chytry uśmiech. - Przyniesiesz mi parę ziół z pola i lasu, tylko uważaj na elfy, ostatnio nie mają humoru.
           - Chwila, tyle zrobić za zwykłą mapę i jeszcze z tego co wiem ten las jest nie bezpieczny. Żądam czegoś więcej. - Stanęłam nad nim z groźną miną.
           - Dobra, dobra dam ci jeść...
           - I parę groszy na dalszą podróż.
           - Zgoda. - Uścisnęliśmy sobie dłonie. - Wejdź do domku mojego, przygotuje ci kartki z roślinami które chce mieć. A ty w tym czasie coś zjesz.
           Weszłam do nędznej chatki, która była zaopatrzona kominek z przysmalonym kotłem. Co dziwne środek chatki nie był w tak masakrycznym stanie jak właściciel, jednak na podłodze był rozsypany barwnik. Zapewne od tego wybuchu przed chwilą. W rogu stało łóżko przykryte czarnym kocem. Obok niego krzesło. Stół był zastawiony różnymi preparatami. Jakieś słoje z owocami roślinami, sama nie wiem. Jakaś kolba podgrzewana nad palnikiem. W około na ścianach wisiały półki z różnymi słoikami i książkami.
           Alchemik podał mi miskę, z jakąś breją. Była bardzo gęsta. Ledwo ją przełykałam, nie wyglądała apetycznie.
           - Tylko zostaw resztki dla inkluza. - O mało co nie wyplułam jedzenia z buzi.
           - Kogo?
           - No inkluza. - Nadal widząc moją zdziwioną minę dodał.- Taki pomocnik w domu, sam go stworzyłem - oko mu błysnęło, ale po chwili dodał z bardziej pochmurną miną. - niestety wszedł w ciało myszy.
           - W moim kraju inkluz to medalion, posiadający moc, złą albo dobrą. A resztki daje się świnią. - ostatnie zdanie wypowiedziałam z przekąsem.
           - Zaraz podam ci dokładną definicje Inkluza. Mała mądralo. - Ściągnął z półki książkę pod tytułem "Ogólne pojęcia świata Etro" - O tutaj jest. Inkluz jest duchem/demonem zamkniętym w jakimś... zwierzęciu. Jeśli jest zwierzęciem za strawę przynosi pomoc właścicielowi. Mieszka za piecem i w nocy sprząta... - W tym momencie ucichł
           - A co dalej piszą? - Domyśliłam się, że mnie oszukuje.
           - A nic szczególnego.
           Szybko wstałam i wyrwałam mu książkę.
           - Inkluz jest duchem/demonem zamkniętym w jakimś przedmiocie lub zwierzęciu. Jeśli jest zwierzęciem za strawę przynosi pomoc właścicielowi. Mieszka za piecem i w nocy sprząta. Pamiętaj aby nie dawać soli inkluzowi w szczególności jeśli jest demonem, będzie wtedy poważnie chorować. Jeśli zaś jest zamknięty w monecie będzie podwajał twe zyski. Każdy inkluz będzie dawał inne efekty w zależności od duszy/demona oraz przedmiotu. Miałam racje.
           Uśmiechnęłam się złośliwie. On tylko prychnął. Nie zjedzone resztki położyłam obok kominka. I tak nie były smaczne, biedny inkluz musi jeść takie okropności.
           - Tutaj masz listę roślin, a tu koszyk. - Uśmiechnął się niesamowicie sztucznie. - Pospiesz się. Niedługo się ściemni.
           Na liście widniało:
Betula
Taraxacum officinale 
Quercus robur
Aethusa cynapium
Viola arvensis 

Te rośliny istnieją w naszym świece, są to łacińskie ich nazwy. - przyp. aut. 

*** 
           Zbierałam jakoś od godziny. Ściemniało się. Jeszce potrzebowałam paru roślin. Udałam się do lasu, co było błędem.

***

           Weszłam do lasu i na samym starcie, zaczęły się dziwne rzeczy dziać. Nie było tu żadnej ścieżki, więc chodziłam po korzeniach drzew, teren nie był równy. Obraz powoli zaczął mi się zlewać, lekko kołysać.
           Nagle potykam się i czuje, że mnie coś wciąga. Szarpie się, ale mocniej mnie wciąga. Chce krzyknąć. Nie mogę, straciłam głos. Czuje, że wpadam do wody jestem cała pod powierzchnią. Chce krzyczeć, woda wpada mi do płuc. Nagle bluszcz mnie oplątuje wyciąga z wody. Dalej ciemność.
           Obudziłam się gdzieś. Cały las był nie naturalny, jakby ktoś malował go pastelami bardzo niedokładnie. Co dziwne nie uważałam to za niepokojące. Wyruszyłam dalej po zioła.
           Idąc ciemniało mi przed oczyma i jaśniało, zdawało się być to wszystko snem. Nagle coś łapie mnie za kostkę, szybko się odwracam i przed nosem coś mi śmignęło. Za sobą nic nie zauważyłam, ale przed sobą zobaczyłam strzałę z niebieską lotką. Okazała się być motylem i odleciała. W tym momencie ogarnęło mnie przerażenie. Nie wiem jakim sposobem upadłam, ale starałam w panice podnieść się i uciekać. Nie mogłam, za nogi trzymały mnie biali ludzie. Chciałam krzyczeć. Nie mogłam znów czułam Jakbym miała związane gardło. Tylko zakryłam dłońmi twarz, żeby nie zaczęli mi wchodzić do ust. Czułam, że ich małe dłonie próbują odciągnąć moje palce od twarzy.
           Nagle poczułam zimną dłoń na moim ramieniu i wszystko zniknęło. Usłyszałam łagodny głos w głowie. Już wszystko dobrze. Powoli odsłoniłam twarz, moim oczom ukazała się piękna istota. Miała błękitne oczy i morskiego koloru skórę. Zielone włosy. Zorientowałam się, że wyglądam żałośnie. Czerwone oczy od płaczu, przerażona twarz i potargane włosy. Szybko zaczęłam rękawem wycierać twarz. Nie martw się. Zaprowadzę cie do źródła tam się oczyścisz. Łagodnie się uśmiechnęła.

***
           Wstałam z jej pomocą. Miała nienaturalne długie palce. Nazywam się Kal'niks.
           Chciałam jej podziękować, ale żadnego słowa nie mogłam z siebie wydobyć. Nimfa widząc moje zaniepokojenie utratą głosu, powiedziała. To normalne, mało kto z ludzi umie tu mówić. Wiele, również traci zmysły. Długo opierałaś się magi lasu. Wzięła mnie za rękę, a ja potulnie szłam tak jak mnie prowadziła.
           Wszystko w lesie było niepokojące. Obraz lekko wirował mi przed oczami. A kolory w nim były nienaturalnie nasycone. Las miał wiele drzew bez liści, ale każde z nich miało na sobie bluszcz lub kwiaty rosnące na konarach.
           Kontem oka widziałam, rozmazane postacie, które znikały po odwróceni głowy. Słyszałam wszędzie szepty i szelesty. Nie wiedziałam czy ufać swoim zmysłom. W szczególności, że co parę minut pogrążałam się w pustkę.
           Między dwoma drzewami było lustro, zobaczyłam prawie identyczną dziewczynę. Zatrzymałam się, wydawała mi się znajoma. Miała na sobie bogato zdobioną acz podartą suknie. Włosy ciemne związane w kok, podkreślało to jej długą szyje. Pojawił się za nią starszy mężczyzna. Odwróciła się do niego. Na plecach zauważyłam znamię w kształcie łabędzia. W tym momencie mój przewodnik pociągnął mnie za rękę i ruszyliśmy dalej.
           Szliśmy w spokoju przez jakieś parę minut, o ile tam czas normalnie płynął. Ciemniało mi przed oczami i jaśniało. Przypuszczam, że o pewnych monetach nawet nie pamiętam. Wszystko było jak snem.
           Coś złapało mnie za kostkę, odwróciłam się i zobaczyłam mężczyznę z całymi czarnymi oczami i całego zakrwawionego. Chciał coś powiedzieć, ale tylko bełkot wydobywał się z jego ust. Przerażona chciałam wyrwać się z jego uścisku. Szarpnęłam mocniej nogą i się wyrwałam. Jego szczęka opadła nienaturalnie nisko, a z ust wylała się krew zabrudzając mi buty.
           Poczułam szarpnięcie przez nimfę. Nie dają ci spokoju musimy się pośpieszyć. To już, z piąty atak. Przyspieszaliśmy kroku, nawet się nie odwracałam.
           Pociemniało mi w oczach, ponownie. Stanęłam, nie czułam na dłoni uścisku jak przedtem. Kal'niks zniknęła gdzieś. A wokoło mnie wyrosło sześć postaci, były to kobiety w różnym wieku. Wszystkie ubrane w zwiewnych czarnych ubraniach. Nic nie mówiły tylko stały. Najstarsza z nich energicznie podeszła do mnie i popchnęła, wpadłam do mogiły. Istoty zaczęły posypywać mnie ziemią, a ja nic nie mogłam zrobić, nawet się ruszyć. Nagle krzyknęły chórem:
           - Esystonic, czemu nie żyjesz. Czy wiesz co się dzieje w królestwie?
           Nagle czuje, że ktoś wyciąga mnie z grobu Łapiąc z szyje. Nie przyjrzałam się postaci, ale dłoń była wytatuowana. Na niej splatały się dwa smoki, które ze sobą walczyły. Pociemniało mi w oczach.
           Przed sobą zobaczyłam twarz nimfy. Nie będę cie zostawiać więcej. Masz okropne wizje. Ruszyłyśmy dalej.
           Zatrzymałyśmy się obok sporego drzewa, gdzie wisiały skóry zwierząt, jakieś łuki strzały, szable.  Rozbierz się. Posłusznie wykonałam polecenie.
           Podeszłyśmy do jeziora, wszelkie nimfy i driady, na mój widok zaczęły uciekać. Nimfa wskazała na jezioro. Weszłam do niego powoli zanudzając po czubek głowy. W pewnym momencie chciałam wziąć wdech, zachłysnęłam się, wtedy zorientowałam się, że jestem cała pod wodą. Natychmiast całe otumanienie zniknęło i zaczęłam racjonalnie myśleć, jak obudzona ze snu. Wynurzyłam się z wody, lekko spanikowana. Naszczacie stanęłam na jakimś pewnym gruncie, spojrzałam się na moją przewodniczkę po lesie, która była zaciekawiona mną, a raczej tym co się zemną działo.
           Z moich włosów, schodziła farba. Moje blond włosy odzyskały dawny kolor, ciemny brąz. Widziałam jak, barwnik spływał do wody w niej się rozpuszczając i znikając. W tafli wody zobaczyłam jak, kolor tęczówek również zciemniał. Miałam cale czarne, była to cecha charakterystyczna naszej rasy, którą tak skrupulatnie maskowałam. Na ciele pojawiły się blizny, które były ukryte pod warstwą iluzji. Przejechałam dłonią po łopatce wyczuwając znamię, przywołało to fale nieprzyjemnych wspomnień.Trzęsłam się, ale tym razem nie z powodu zimna.
           Przepraszam nie powinnam, twoje sny same mówiły, że przeżyłaś wiele. Wyczułam strach w jej wypowiedzi. Nic dziwnego byłam zła, sama nie wiedząc na kogo na nią czy siebie. Jeśli chcesz mogę przeprowadzić polimorfię na tobie. Będziesz wyglądać...
           - Nie! - Zdziwiło mnie, że mogłam mówić.
           Czemu przecież się ukrywasz przed przeszłością. Twoje wszystkie wizje, na to wskazywały. Zaczęłam się ubierać.
           - Nie chodzi o to, jesteś nimfą, istotą boską. A ja nic nie chce mieć wspólnego z bogami, wystarczą mi kłopoty z istotami ziemskimi.
           Zaczęła się śmiać nie w mojej głowie, lecz na głos. Jej śmiech był całkiem przyjemny dla ucha. Wiesz czemu się tobą zainteresowałam. Uśmiechnęła się tajemniczo. Bo masz cząstkę boskości w sobie.
           - Niebieską krew? Taka się urodziłam, przeszło z matki i ojca na córkę.
           Właśnie to przyciąga inne boskie istoty do ciebie, nawet demony. Ale masz również coś co odstrasza. To sprawia, że jesteś tak interesująca.
           - Czy możesz mnie wyprowadzić z lasu? - Nie miałam ochoty dalej prowadzić tej rozmowy. - I czy wiesz gdzie jest mój koszyk z ziołami?
           Nimfa sięgnęła coś za drzewem. I podała mi kosz pełen ziół. Zapewne zbierałaś zioła dla tego szalonego człowieka. Proponuje ci się nigdy z nim nie układać. Chodź za mną.
           Powrót był o wiele spokojniejszy niż przedtem. Nadal nas obserwowali, lecz się nie bałam.
           Kim byłaś przedtem? Zabrzmiało mi w głowie.
           - To już nie jest ważne, liczy się kim jestem. Odcięłam się od przeszłości i wole, żeby tak pozostało. Nazywam się Saja i teraz jestem bardem.
           Ale ty podróżujesz i jesteś kobietą. To...
           - Raczej nie spotykany widok. - Dokończyłam za nią. - Nie tylko ty jesteś zaskoczona. Myślę, że przysporzy mi to sporo sławy.
           Albo kłopotów. Chwile się mi przypatrywała. Jak zmieniasz kolor oczu? Jezioro do którego weszłaś oczyszcza, tak jak twoje włosy.
           - Był to barwnik, działa tak samo jak tatuaż. W tęczówkę wstrzykuje się kolor...  Żeby ułatwić zabieg, nacina się powiekę. - Zamknęłam oczy - Jak się przyjrzysz mam ma nich kreski.
           Musiało boleć. Przejechała paliczkami po moich powiekach.
           - Tylko na początku. Wiesz o mnie wiele, a ty opowiedz coś o sobie.
           Jestem nimfą, która nie ma swojego opiekuna. Zobaczyła moją zdziwioną twarz. Opiekun jest to można powiedzieć siostra krwi. Ona się tobą opiekuje a ty nią, zwykle to driady zostają naszymi strażniczkami.. Posmutniała.
***

           Siostra/Brat Krwi - Jest to wieź, która jest połączeniem dwóch lub więcej ludzi, nie mają przed sobą tajemnic i mogą ufać sobie bezgranicznie. Niekiedy magiczne umiejętności przechodzą z jednej osoby na drugą. Zdrada jest mocno karalna. Zdarzały się przypadki kiedy dusze zdradzonych ludzi wracały zaświatów i znęcały się nad ofiarą. Jest plotka, że sami bogowie wymierzali kare danym ludziom.

***

           - Nie czujesz się zagrożona? Ten las nie wygląda przyjaźnie.
           Uśmiechnęła się. Żyje sporo lat, sama potrafię się obronić. Jak bym się złączyła z opiekunką stała bym się śmiertelna... tego nie chce.  I tak wszystkie Driady zabiegają o moje względy. Wiem, że pragną mojej siły. Zacisnęła pięść i zmarszczyła brwi.
           - Dlatego między innymi ja uciekłam od dawnego życia. Czemu ty tego nie zrobisz?
           Nie mogę, czerpie siłę z drzew, z lasu. Jestem przywiązana. Najgorsze jest to, że strasznie tu nudno. Dlatego ciesze się, że przyszłaś.
           - Moje wizje wizje zapewne przysporzyły ci wiele atrakcji. - Zaśmiałam się
           Zgadzam się, nudno nie było. Tyle nie działo się od paru lat. Jesteś bardem opowiedz jakąś historię.

*** 

           W dalekim kraju mieszkała piękna królowa Enklawa, w księstwie w którym rządziła ciążyła poważna klątwa. Każdy narodzony chłopiec umierał.  Ogłosiła, że ten kto zdejmie klątwę z jej księstwa, zostanie jej mężem.
           Wiele mężczyzn, się do niej zgłaszało młodych, starych. Każdy miał inny sposób. Wydawały się zupełnie niedorzeczne, ale królowa próbowała wszystkich.
           Jeden kazał jeść kobietą w ciąży pokrzywy. Drugi kazał Tańcz wieczorem przy ognisku. Inny mówił coś o uzdrawiających źródłach na terenie jej państwa.
           Pewnego dnia kiedy, królowa straciła zupełne nadzieje. Przyszedł mroczny wędrowiec. Był stary i pomarszczony a na plecach miał wielkiego garba. I powiedział jej.
          - W moim królestwie braknie córek Chabry. Jeżeli połączymy się i nasze królestwa. Będzie rodzić i umierać tyle samo dziewcząt jak i chłopców.
           Zdesperowana królowa zgodziła się.
           Na następny dzień odbył się ślub. Po ślubie, królowa zapytała się, gdzie jego królestwo jest. On na to:
           - Ja mam władze w krainie podziemi. - Wszyscy zamilkli. Bowiem zorientowali się, że to nie jest śmiertelnik, a sam bóg śmierci. - Wasi zmarli chłopcy odrodzą się, ale będą musieli żyć w podziemiach i w ciemności.
           Królowa nie miała wyboru przeniosła miasto do podziemi.
           Ludzie tego samego dnia zaczęli w nocy okopywać groby. Dzieci żyły, ale z ciemno granatową skórą. Również, zaczęły rodzić się dziewczynki z tym kolorem.
           Król podziemia gdy został sam na sam z królową. powiedział jej.
           - Wiem czemu jesteś taka zdesperowana, w łonie nosisz martwego chłopca.
           Królowa się przeraziła, że jej nie wierność wyszła na jaw.
           - Nie martw się nie wyciągnę z tego konsekwencji. Ożywię go a ty wychowaj go na dobrego króla.
           Minęło parę lat od tego zdarzenia, młody książę był bardzo dobrze przygotowany na władanie królestwem. Wszyscy przyzwyczaili się do życia w podziemiach. Królowa bardzo kochała swojego syna, ponieważ był jej jedynym dzieckiem. A pan śmierci często gdzieś znikał i pojawiał się bardzo rzadko.
           Zbliżały się dziewiętnaste urodziny chłopca. Wszyscy przygotowali się do tej uroczystości.  Hucznie obchodzili jego święto. Nawet pojawił się król podziemi i z nim porozmawiał.
           Po świętowaniu królowa spotkała męża. Chciał z nią porozmawiać.
           - Dobrze się spisałaś, będzie dobrym królem twój syn.
           Podszedł do niej i dotknął dłonią jej twarzy.
           - Aż nas śmierć nie rozłączy, pamiętasz?
           Królowa nie zdążyła odpowiedzieć. Padła na podłogę.

***

           Kiedy skończyłam opowiadać, dotarliśmy na skraj lasu.
           - Dziękuje, że mnie uratowałaś. - Przytuliłam ją.
           I miałam ruszyć kiedy Kal'niks odezwała się. Przyjdź kiedyś. Przytaknęłam jej głową i pomachałam dłonią.


***

           - Ty Żyjesz? - Trudno było odgadnąć jego wyraz twarzy, ale chyba nie był zachwycony. - Nie było cie z dwa dni.
           Szybko wyszarpnął mi koszyk z ziołami.
           - Trochę pozwiedzałam - Powiedziałam lekkim tonem. - A teraz proszę o moje wynagrodzenie.
           - Nie to nie możliwe. Masz inny kolor włosów. - Zamyślił się. - Jesteś jej siostrą. Przyszłaś po jej nagrodę. - Szarpnął się za włosy tak, że w dłoniach zostały pozostałości. - Nie... Nie!
           Szaleniec zamknął, drzwi i je zaryglował, powtarzając "Nie... Nie..."
           - Chwila, to nie jest fer! - Byłam wciekła. Uderzyłam kopniakiem w drzwi tak, że wyleciały z framugi. - Dawaj moją zapłatę.
           W kącie stał alchemik z wyciągniętym szczytem w moją stromę. Skoczył w moją stronę uniknęłam ciosu.
           - Opanuj się, to ja Saja.
           - Skoro tak to podaj moje imię. Jej podawałem imię.
           - Wcale nie, nawet się nie przedstawiłeś.
           - Myślisz, że twoja siostra by się układała z kimś kogo nie zna imienia? - Wkurzył mnie tym.
           Sięgnęłam po szable i wymierzyłam w niego. Nie cofnął się chociaż w moich oczach widać było mord.
           Nagle za jego plecami wyrósł potwór szczuro podobny. Cofnęłam się o parę kroków do tyłu, szczęka mi lekko opadła, a oczy stały się okrągłe jak nigdy dotąd. Mężczyzna widząc to poczuł się pewniejszy i miał się zamachnąć na mnie, kiedy w tym samym czasie bestia stojąca za nim, przywaliła mu łapą w tył głowy. Szalony człowiek padł niczym kłoda.
           Jego czerwone oczy spojrzały na mnie co mnie sparaliżowało.
           - Przepraszam za niego. - Jego głos był głęboki, z chrypką. - Czasem jest bardziej szalony niż powinien.
           Podszedł do półki i zaczął coś szperać. Wyciągnął mapę i parę monet. Włożył mi je do dłoni.
           - Twoja zapłata.
            - Dziękuje. - Uśmiechnęłam się niemrawo i powoli wycofałam tyłem do drzwi nie spuszczając oczu ze stwora.
           Kiedy, byłam jakieś trzy metry od domku, spojrzałam na mapę i przyspieszyłam kroku. Wiedziałam gdzie zmierzam.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Memrise

Święta i wolny czas

"Zielona Łuska" cz.3 "Tawerna"